Journey

Journey

sobota, 8 września 2012

Jaipur - rozowe miasto

Chyba jednak trafilysmy do innego miasta... bo to jest pomaranczowe. Jesli dla Hindusow jest to kolor rozowy, to my jestesmy swiete krowy. Dziwnie sie na nas patrza wiec pewnie cos jest na rzeczy... ;)

Brama wejsciowa do Starego Miasta

Tutaj to one maja pierwszenstwo na drodze


Jaipur to pierwsze z miast w Radzastanie, regionie Indii przy granicy pakistanskiej. Swoj 'rozowy' kolor zawdziecza Majaradzy Ram Singh, ktory w 1876 roku, na przyjazd ksiecia Walii kazal je pomalowac na kolor kojarzony z goscinnoscia.

Jest to zdecydowanie bardziej nowoczesne miasto. Mozna tu znalezc takie sklepy jak: Levi's, Benetton czy Bata. Ciekawostka jest to, ze wieksza czesc sklepu przeznaczona jest dla kolekcji meskiej. Damska ukryta jest na koncu sklepu a do wyboru sa trzy koszulki na krzyz. Choc na ulicach tego tak bardzo nie widac to wlasnie w takich miejscach jak sklepy, metro odczuwalna jest dysproporcja plci.
Zeby sie dostac do wazniejszych zabytkow miasta, trzeba sie przedrzec przez niezliczone bazary i stragany takze nasze zdolnosci negocjacyjne z godziny na godzine rosna. Moze kiedys utargujemy dobra cene i bedzie nas stac na sari.


Czy ktos wie co to jest i jak to sie je? ;)





W Radzastanie zlapal nas pierwszy porzadny deszcz wiec szybko przebiegajac obok Hawa Mahal (Palacu Wiatrow) i City Palace wyladowalysmy w McDonaldzie - najlepszej porownywarce cen na swiecie. Kawa za jedyne 3zl, Happy Meal tylko po 4,50zl. Nie moglysmy sie oprzec!

Hawa Mahal
Jaipur w deszczu


Najwieksza atrakcja dnia bylo wyjscie do kina - Raj Mandir - hinduskiego kina numer jeden. Oczywiscie na film bollywood.



Do kina chodzi sie tu calymi rodzinami. Za nami siedziala matka z kilkumiesiecznym dzieckiem. W polowie filmu robiona jest przerwa. Do wyboru ma sie trzy rodzaje biletow (60, 80, 150) My wybralysmy 'on the ground' ten za 80 rupii (4,50zl). Przygotowane na siedzenie na ziemi, po wejsciu do kina spotkala nas mila niespodzianka. Piekna, ogromna sala z wielkim ekranem i rozsuwanymi fotelami. Poniewaz bylysmy na filmie sensacyjnym pt. Tiger  (taki hinduski James Bond) po kazdej udanej akcji glownego bohatera  ludzie z radosci bili brawo. Takich efektow specjalnych nie powstydzilby sie Hollywood ;) Z kina wyszlysmy naladowane pozytywna energia i wrocilysmy do hostelu, konczac dzien kolacja w restauracji na dachu.



Do uslyszenia z Udajpuru!


3 komentarze:

  1. Chyba różowe miasto zdążyło spłowieć przez te ponad sto lat ;) A to zielone jakby nieco do ogórka podobne? Próbowałyście?

    OdpowiedzUsuń
  2. te worki z kolorowym proszkiem to farbki? fajnie tak się nimi wymazać ;-)

    żeby u nas takie kina były! no, ale inna kultura, inne zwyczaje.

    Dalej jesteście w centrum zainteresowania?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiecie co? jak rano wchodziłam na bloga, to nie było nowych postów, nie wiem jak to jest rozwiązane, ale po kilku godzinach weszłam i widzę dwa nowe, jakby były dodawane z opóźnieniem.

    Bo wczoraj wchodziłam też i nic nowego nie było.. A tu widzę że w piątek i sobotę pisałyście :-)

    Ale to nieważne, ważne że jesteście w tym cudownym miejscu!

    OdpowiedzUsuń