Journey

Journey

piątek, 9 maja 2014

Colombianitos - czyli co ja właściwie tam robiłam






Pytaliście się mnie dlaczego jadę do Kolumbii. Obejrzyjcie mój filmik. Dlaczego? Dla kogo? Dla tych wspaniałych dzieciaków, które skradły moje serce i choć już od miesiąca jestem w Polsce nie chcą mi go oddać.

Colombianitos to organizacja działająca w całej Kolumbii. Ma kilka oddziałów, ja miałam to szczęście, że jeden z nich jest właśnie w Bogocie.



Kiedy usłyszałam, że mam pracować w Ciudad Bolivar, nie będę kłamać, trochę się przestraszyłam. Gdy wspomina się o tej dzielnicy mieszkańcom Bogoty większość powie, że nigdy tam nie była i za żadne skarby nikt by ich tam nie wyciągnął. To jeden z największych na świecie mega-slumsów - mówi się, że mieszka tam ponad milion ludzi. Słynie no cóż.. z tego skąd znana jest Kolumbia - jej złej strony, czyli gangów, mafii, narkotyków, przemocy, morderstw i skrajnego ubóstwa. Przez cały tydzień nie wiedziałam czego się spodziewać. Zwłaszcza, że początkowo miałam tam jeździć sama..samiuteńka.. Jak będę dojeżdżać do pracy? Co zobaczę na miejscu? Jakie będą dzieciaki? I jak się z nimi dogadam - hiszpańsko-migowy?
 
Ciudad Bolivar leży na południu Bogoty. Dojechanie tam zajmuje około godziny. Po jeździe szalonym busikiem, do który szybko trzeba wskakiwać i jeszcze szybciej z niego wyskakiwać, bo jak tylko wystawi się nogę już zaczyna odjeżdżać, ukazuje się taki obraz:




Cała dzielnica zbudowana jest na wysokich wzgórzach. Wiele domów stoi na ich zboczach i zdarza się, że obsuwają się wraz z większymi opadami deszczu.  Dojeżdżając na jeden ze szczytów oczom ukazuje się morze ceglanych domków. Budowane są jeden obok drugiego, na dziko. Dla jednych mieszkanie tam to przymus, dla innych wybór. Wielu ludzi wybiera taki styl życia. Budują dom gdzie chcą, nie płacą czynszów, nie opłacają gruntu, mniej pracują a żyją jak mówią równie szczęśliwie jak zabiegani i zapracowani ludzie w centrum Bogoty. Niektórzy jednak chcieliby się wyrwać z tego miejsca, pójść na studia, dostać dobrą pracę. I wtedy na swojej drodze spotykają:



Pracownicy Colombianitos pomagają im zrozumieć jak ważna jest edukacja. Profe Patty odrabia z nimi lekcje. Profe Andres uczy grać w piłkę nożną a Profe Oscar w rugby. Ryzykownie powiecie? Przecież to agresywna gra! Jednak tu się sprawdza świetnie. Uczy dzieci jak właściwie wykorzystać swoją siłę i dać upust emocjom. Każde z prowadzonych zajęć ma na celu budowanie pozytywnych wartości. Dzieci uczą się jak odnaleźć się w społeczeństwie i muszę powiedzieć, że Colombianitos robi świetną robotę. Dzieci, które tam poznałam są przekochane. Zawsze uśmiechnięte. Choć mają mało, nie mają problemu żeby podzielić się tym z innymi. Tutaj dzieci zdaje się nigdy nie płaczą. Nie mają humorów. Nie marudzą. Z uśmiechem na twarzy przychodzą do Colomianitos i tym uśmiechem zarażają innych :)




W organizacji raz w miesiącu zbierają się wszystkie dzieciaki, ich rodzice i pracownicy i przez pół dnia zbierają śmieci z boisk i terenu wokół. Nie jest to łatwa sprawa bo z ekologią mają tu na pieńku. Każdego dnia wychodząc z autobusu ukazuje nam się taki widok:



Razem z Dobrawą wzięłyśmy się do pracy na poważnie. Uzbrojone w maski, rękawice ruszyłyśmy w teren. Po czterech godzinach nasze plecy w dziwnym przykurczu nie chciały się wyprostować. Słyszymy wołania, że koniec sprzątania. Jak to? Przecież jeszcze zostały śmieci? Prawie wszyscy powoli rozeszli się do domów i tylko my skubiemy z ziemi, tuż przy wejściu na boisko, małe papierki i wrzucamy je do foliowych worków. Patrzą się na nas dziwnie. Dziewczyny - kończcie, na dziś już wystarczy słyszymy. Jeszcze moment! My to wszystko wysprzątamy ..i dalej skubiemy w ziemi. Po chwili zlitowali się nad nami, podszedł chłopak, zabrał nam worek, uśmiechnął się i powiedział: tego nie trzeba. Wtedy nie zrozumiałyśmy ale jak tylko przyszłyśmy po weekendzie do organizacji na terenie gdzie chciałyśmy wyzbierać najdrobniejsze patyczki, papierki zobaczyłyśmy to:


Syzyfowa praca!
Ale i tak warto próbować i nie poddawać się ..prawda?
Oni się nie poddają. Co miesiąc sprzątają cały teren a codziennie walczą z przyzwyczajeniami dzieciaków przyniesionymi z domu.













Z dziećmi grałyśmy w piłkę nożną i rugby. Na coś się przydało bieganie za piłką i gra z bratem w dzieciństwie. Tylko czemu z tą kondycją tak słabo? Może dlatego, że biegałyśmy na ... ponad 3000 metrów!









Pamiętacie grę w krowę? Jak się uczy liczyć na liczydle? Kiedy ostatnio robiliście fikołki? Każdego dnia czekały na nas nowe wyzwania. Niektóre zadania domowe były... kosmiczne! Dlatego ja zawsze brałam się za matematykę - ta jest przynajmniej taka sama w każdym języku ;)
Przygotowałyśmy też prezentację o Polsce.



A w przerwach uczyłyśmy pracowników angielskiego. Po hiszpańsku (!). Ja się wyżywałam artystycznie, Dobrawa spełniała pedagogicznie ;)


I tak zleciały te dwa miesiące... i tylko trochę szkoda, że tak krótko. Już pierwszego dnia Colombianitos przygarnęli nas do siebie jak do jednej wielkiej rodziny. Wyjechać stąd nie jest łatwo. A ostrzegali mnie przed wyjazdem, że największym niebezpieczeństwem Kolumbii jest to, że ...będzie się chciało tu zostać :)





A na koniec filmik - Ucieczka od problemów nakręcony w Ciudad Bolivar z Colombianitos. Polecam!



P.S. Betty, Patty, Andres, Oscar, Claudia - jesteście najlepsi! :)


Agnieszka