Masz mało
czasu i pieniędzy? Jest na to rada! Pojedź na wakacje do sąsiada! (no w Europie
to wszystko po sąsiedzku ;))
Nasz kawałek Rumunii |
Rzeczywistość
zawsze rewiduje nasze plany. Na początku miały być bajeczne wakacje w Gruzji, lecz ze względu na bardzo drogie bilety przerzuciłyśmy się na Turcję by
definitywnie skończyć w Rumunii ;)
Skład: AKA (Agata, Kinga, Ala)
Czas: 10 dni
Budżet: nie więcej niż 1500 zł
Kierunek: Rumunia - Transylwania
Do zobaczenia: Oradea - Garda de Sus - Alba Iulia - Sibiu - Brasov - Sighisoara -
Targu Mures
Jak wydostać
się z kraju?
Podstawowe
pytanie - jak pojedziemy? Wbrew pozorom to nie jest takie proste:
Z Opola
pociągiem IR do Katowic. Następnie przesiadka na autobus do Krakowa, z którego
odjeżdżają autobusy "Orange Ways" do Budapesztu. W węgierskiej
stolicy kolejna przesiadka również do autobusu "Orange Ways" do
Oradei.
Internat Caritasu |
ORADEA:
10 km od granicy węgiersko-rumuńskiej leży nasz pierwszy punkt programu :) Miasto w sam raz na aklimatyzację w nowym kraju :) Zakwaterowałyśmy się w internacie Caritasu. Najtańsza opcja w mieście i warunki nie najgorsze.
Oradea jest
niedużym miastem, ale posiada swój niepowtarzalny klimat. Nowoczesne witryny
sklepów wyłaniają się z zabytkowych kamienic.
Na leniwym
spacerze po tym mieście spędziłyśmy prawie cały dzień.
Miałyśmy to
szczęście albo nieszczęście, że trafiłyśmy na bardzo upalną pogodę (ok. 37
stopni) a jak się okazało w Rumunii dzbanek lemoniady może być droższy od
obiadu!
Naszą
szczególną uwagę już na samym początku zwróciły pieniądze.
No i cóż -
jeżeli życie może być do "bani" to tylko w Rumunii - ale nie dajcie
się zwieść pozorom ;)
GARDA DE
SUS:
Gór nam się
zachciało. No to jedziemy! Podróż rumuńskim autobusem nie taka zła choć
irytująca sprawa, że kierowca ciągle rozmawia przez telefon (mógłby się trochę
bardziej skupić na drodze!).
Góry Bihor |
Krajobraz
zrobił się bardziej górzysty to i nam od razu jakoś serca urosły. Kierowca
wysadza nas przy chatce opatrzonej napisem "MAMA UTA". No jak coś
jest "mama" to chyba nie może być złe? ;) Trochę nas martwi, że
jesteśmy na jakiś straszny wygwiździu.. no ale zostawiamy "u mamy"
bagaże i idziemy w góry :)! Radość przez 30... no może 40 minut - bo właśnie
tyle drogi prowadziło przez las i pola... reszta drogi była asfaltowa! O super!
To już wiemy dlaczego żadnych "lokalsów" nie było na szlaku! Wszyscy
mądrzy pojechali samochodami... :( Żar się leje z nieba a my zasuwamy tym
asfaltem, który się nie kończy...
Cel naszej
wędrówki wynagrodził nam cały trud. Piękna i majestatyczna lodowa jaskinia
Scarisoara.
JJaskinia
położona jest na wysokości 1165 m n.p.m, a temperatura latem waha się tam w
granicach 0 stopni - o jakże było to miłe orzeźwienie :)
Scarisoara |
Po
"górskiej" przygodzie wróciłyśmy do "Mamy" by odpocząć po
morderczym dniu.
Jak wiadomo
posiadamy wielką wyobraźnię...
Dlatego...
Trzy
kobiety...
Oraz ich bagaże...
Zmieściły
się w takim oto namiociku!
Można?
Można! ;)
Czego się
nie robi żeby ograniczyć koszty!
ALBA IULIA:
Największą
atrakcją turystyczną tego miasta jest cytadela. A my miałyśmy to szczęście, że
znalazłyśmy nocleg dosłownie rzut beretem od niej!
Widok na cytadelę z naszego balkonu |
Co to jest
ta cytadela?
To
fortyfikacja obronna w charakterystycznym gwieździstym kształcie.
Podobno była
bardzo trudna do zdobycia.
Budowa
oczywiście w cela ochrony ludności, posiadłości królewskich itp.
We wnętrzu katedry |
Cytadela jest bardzo urokliwa. Można spędzić trochę czasu odkrywając jej wszystkie zakamarki i tajemnice. W jej wnętrzu stoi katedra św. Michała, która dosłownie skradła moje serce. Jest bardzo, bardzo stara, a zdjęcia nie oddają jej prawdziwego uroku.
Alba nocą! |
SIBIU:
Wydaje mi
się, że każdy kraj ma swój "Kraków". W Rumunii takim mianem moglibyśmy
określić właśnie Sibiu.
Kinga i Agata na moście. Nie runął ;) |
Klimatyczne
uliczki, wszechobecni turyści, knajpki na każdym rogu i unoszące się pyły
historii. W takim miejscu można zostać na dłużej. Podczas spacerów ulicami tego
pięknego miasta znalazłyśmy miejsca, które zapadły nam szczególnie w pamięci.
Place: Piata Mare i Piata Mica z Mostem Kłamców oraz majestatyczny Sobór Trójcy
Świętej na ulicy Metropolitei.
Mnie
osobiście ujęła historia związana z Mostem Kłamców. Ma on runąć z wielkim
hukiem, gdy przejdzie po nim kłamca. Cóż, trudno uwierzyć, że do tej pory
jeszcze wisi w nienaruszonym stanie. Agata z Kingą bez oporów się po nim
kilkakrotnie przechadzały. Ja wolałam sprawdzić jego konstrukcję od dołu ;)
Most Kłamców w całej okazałości |
Kilka
ciekawostek na temat Sibiu:
- język
niemiecki jest tu bardzo popularny - przydał się w poszukiwaniu noclegu,
-w 2007 roku
Sibiu pełniło honory Europejskiej Stolicy Kultury,
- jak na
turystyczne miasto przystało ceny są wysokie! (zarówno noclegów jak i art.
spożywczych).
Baszta Dulgherilor
|
Sobór Trójcy Świętej |
Widok na dawny kościół farny
|
W okolicach Sibiu znajduje się skansen ASTRA - idealny na relaksujący spacer (można się tam dostać autobusem miejskim). Obiekt jest dość duży, więc warto sobie zarezerwować kilka godzin na zwiedzanie i ewentualny piknik.
Skansen Astra |
Skansen Astra |
Skansen Astra |
Po
zwiedzeniu skansenu złapałyśmy stop do leżącej nieopodal wioski - Cisnadioara.
UWAGA: pomimo
tego, że w Rumunii łapanie stop jest bardzo powszechne należy uważać na to
gdzie się jedzie! Czasami można utknąć w jakimś miejscu tylko dlatego, że jest
mało uczęszczane.
Kocham
opuszczone miejsca! Zawsze się zastanawiam jak wyglądały i co się w nich działo
za czasów ich świetności. W Cisnadiorarze udało nam się odwiedzić opuszczony
ufortyfikowany kościół. Trzeba przyznać, że w Rumunii dużo tego typu budowli.
Jaki był ich sens? Oczywiście obronny. My ludzie XXI wieku może nie do końca
czujemy ten problem, bo zamykamy się w swoich domach na cztery spusty, ale
kwestia bezpieczeństwa choćby w średniowieczu musiała stanowić palący problem
dla lokalnych społeczności. W tamtych czasach najłatwiej było ufortyfikować
budowle kamienne, w których zapewne mieściło się całe wioskowe bogactwo. Gdy
zachłannemu sąsiadowi z innej miejscowości zachciało się bogactw, cała wioska
chowała się i zamykała w umocniony kościele, którego umiejscowienie na wzgórzu
również nie było przypadkowe.
BRASOV i
okolice (Bran, Rasnov, Sinaia):
Braszów |
No i
powolutku zbliżamy się do kulminacyjnego miejsca tego wyjazdu czyli zamku Bran
i spotkania z Drakulą. Za bazę wypadową wybrałyśmy sobie miasto Brasov - duże,
turystyczne, łatwo w nim o hostel (polecamy hostel Liberty Villa), a dodatkowo
dobrze skomunikowane ze wszystkimi interesującymi miejscami w pobliżu. Wymyśliłyśmy
sobie, że pierwszego dnia pobytu pojedziemy do zamku Bran i twierdzy chłopskiej
w Rasnowie. Autobusy w tamtym kierunku wyjeżdżają z Gara 2 (stacji autobusowej
nr 2).
Dzień
wcześniej podsłuchałyśmy rozmowę dwóch turystów, że do zamku Bran nie warto
wchodzić ze względu na dużą komercjalizację i masę turystów. Najlepiej się
ogląda go z zewnątrz.
Nie zraził
nas ten opis i postanowiłyśmy, że nie możemy ominąć atrakcji nr 1 w Rumunii. Po
dotarciu na miejsce wszystkie wcześniejsze zasłyszane informacje okazały się...
prawdą!
Tak -
ogromna kolejka do wejścia. Tak - masa turystów (w zamku, pod zamkiem, w parku,
w sklepie - wszędzie!).
Zamek Bran |
Bran wewnątrz |
Tak -
postępująca komercjalizacja, szczególnie widoczna w rozłożonych pod zamkiem
straganach gdzie można nabyć "wszystko" z Draculą! Sam zamek wywarł
na nas dość dobre wrażenie (ocena ogólna 4/6) lecz ze względu na masę ludzi
zwiedzających razem z nami (w pewnych momentach szliśmy dosłownie ciurkiem -
człowiek za człowiekiem) nie mogłyśmy w pełni poczuć jego uroku.
Bran na zewnątrz |
Oczywiście nie było mowy o spotkaniu z Draculą, a jak się potwierdziło jego związki z tym zamkiem są bardzo wątpliwe. No nic - będziemy musiały szukać naszego wampira dalej.
Prosto z
Branu złapałyśmy autobus w kierunku Rasnova. Podczas tej jazdy powstało nowe
przysłowie: "Kto rano wstaje ten... zasypia w autobusie!".
Rzeczywiście trochę nam się przysnęło. Zamiast w Rasnovie znowu wylądowałyśmy w
Brasovie! Ja byłam przekonana, że jesteśmy we właściwym miejscu dopóki nie
usłyszałam głosu Agaty: "O nie, to Braszów!". Do dziś ta historia
wywołuje uśmiech na mojej twarzy :) Na szczęście autobusy do Rasnova jeżdżą z
dużą częstotliwością więc w przeciągu 40 minut stałyśmy u podnóża twierdzy. No
właśnie.. u podnóża, bo twierdza znajduje się na lekkim wniesieniu. Można
wjechać pociągobusem ;), a można wejść pieszo. Spacer nie powinien zająć więcej
niż 20 minut. Oczywiście wybrałyśmy opcję numer 2 ;)
Rasnov |
Twierdza
robi wrażenie – jest duża i dobrze zachowana aczkolwiek postawione w jej
wnętrzu budki z duperelami psują klimat.
Ze szczytowego miejsca twierdzy rozpościera się piękny widok na Braszów i
okolice.
Rasnov - widok na okolicę |
Po zwiedzaniu
fortyfikacji udałyśmy się do pobliskiej (ok 1500m od twierdzy) jaskini „Valea
Cetatii”. Cena za wejście zaporowa – 15 lei bilet normalny! Po zwiedzaniu
jaskini złapałyśmy stopa do Poiana Brasov, która służy Rumunom jako kurort i to
nie tani! Podobno raj dla wszystkich, którzy lubią czynny wypoczynek. My tam
nie zabawiłyśmy długo – złapałyśmy kolejnego stopa i wróciłyśmy do Brasova.
Valea Cetatii |
Autostop - siadaj bracie dalej hop! |
Kilka słów o
autostopie w Rumunii:
- na ogół
nie trzeba długo czekać na złapanie stopa (od 10-20 minut zależy od tego jak
bardzo uczęszczana jest droga na, której stoimy),
-
najczęściej zatrzymują się samotnie jadący Rumuni,
- zazwyczaj za podwiezienie wystarczy odwdzięczyć
się uśmiechem.
Kolejnego
dnia wybraliśmy się do Sinai –
rumuńskiego Zakopanego :)
Można się
tam dostać autobusem (trzeba uważać – kierowcy wolą zabierać pasażerów jadących
dalej np. do Bukaresztu i czasami trzeba odczekać swoje, żeby w końcu do
jakiegoś busa się zmieścić ;)).
W Sinai wart
obejrzenia jest monaster z przepięknymi malowidłami i zdobieniami. Cudo! Co
ciekawe znalazłyśmy w nim ikonę przedstawiającą Przemienienie na Górze Tabor,
praktycznie identyczną z tą, która znajduje się w Opolu w kościele pw. Przemienienia Pańskiego.
Malowidło w monastyrze - Przemienienie Pańskie |
Dalej
ruszyłyśmy w górę by po kilkunastu minutach dotrzeć do pałacu zwanego Mały
Peles (niestety był zamknięty) oraz będącego tuż obok Zamku Peles. Jaka jego
historia? Okolica Sinai zachwyciła Karola I Hohenzollerna, który postanowił
wybudować rezydencję z dala od zgiełku Bukaresztu. Efekt – pałac jak z bajki.
Robi niesamowite wrażenie od zewnątrz i wewnątrz. Koniecznie trzeba go zobaczyć
na własne oczy!
Mały Peles |
Peles |
Centrum Braszowa |
Trzeci dzień
poświęciłyśmy całkowicie na zwiedzanie Brasova.
Wstałyśmy skoro świt i ruszyłyśmy w teren.
Zaczęłyśmy od przejścia z Piata Unirii (wraz z cerkwią św. Mikołaja) na Piata
Sfatului przez Bramę Schei. Przechadzając się uliczkami starego miasta zdałyśmy
sobie sprawę, że wszystko jest otwarte dopiero od 10.00. Dodatkowo w ten
dzień było święto: Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Udało nam się
podglądnąć kilka świątecznych wypieków.Świątecznie |
Korzystając
z tego, że Brasov jeszcze był senny i leniwy
postanowiłyśmy się przespacerować po braszowskiej cytadeli (która to już
cytadela w naszej podróży? Przestałam liczyć!). Tam wpadłyśmy na pomysł aby
wspiąć się na górę Tampę, która wznosi się nad starym miastem. Wejście trochę
nam zajęło, ale widok godny polecenia J
Po zejściu z
góry udało się obejrzeć z zewnątrz i od środka Czarny Kościół (Biserica
Neagră). Piękny!
Widok z Tampy |
Czarny Kościół |
Po zjedzeniu
dobrego obiadu w restauracji „Pod Basztą” pożegnałyśmy Brasov i ruszyłyśmy w
dalszą drogę.
SIGHISOARA:
Wieża zegarowa |
Mówili nam,
że musimy ją zobaczyć! Cud, miód, palec lizać. Obiekt wpisany na na listę
Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. I to wszystko prawda – tylko, dlaczego
zaplanowałyśmy na zwiedzanie prawie cały dzień gdy już po dwóch godzinach
obeszłyśmy wszystko dwukrotnie?!
Co warto
zobaczyć?:
- wieżę
zegarową,
- stary
cmentarz niemiecki,
- wąskie,
urokliwe uliczki,
- dom, w
którym urodził się Dracula.
Cmentarz niemiecki |
Uliczki |
Tak jest – w
końcu trafiłyśmy na prawdziwy ślad Vlada Draculi. Co z tego, że miejsce mało
ciekawe (dziś mieści się tam knajpka) i mało klimatyczne? Cel naszej podróży
został osiągnięty!
Dodatkowo
złapałyśmy stopa do leżącej nieopodal wioski Saschiz, gdzie leżą ruiny zamku
chłopskiego. Atrakcja turystyczna w sam raz dla nas. Dlaczego?:
- za darmo,
- zero
turystów (tylko my!),
- miejsce
tajemnicze i dzikie.
Miło tam
spędziłyśmy czas łażąc po murach, gubiąc się w zarośniętych ścieżkach i
szukając innego świata:)
Saschiz |
Po
Sighisoarze ruszyłyśmy do Targu Mures skąd miałyśmy autobus powrotny firmy
Orange Ways do Budapesztu. Po drodze w nocy przydarzył nam się niestety wypadek. Pojazd wiozący silos
wjechał w autobus uderzając dokładnie w to miejsce gdzie siedziałyśmy. Na
szczęście nic poważniejszego się nie stało. Zbita szyba, spisywanie protokołu
powypadkowego i 2-godzinne opóźnienie.
Autobus - tutaj siedziałyśmy...do czasu... |
Po tak
pełnym wrażeń pożegnaniu nigdy Rumunii nie zapomnimy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz