Journey

Journey

wtorek, 11 grudnia 2012

Suche fakty z nutą kardamonu, szczyptą cynamonu, doprawione do smaku chilli



43 dni w podróży

Samolotem pokonane 18400 km

W szalonych autobusach, po niezliczonych zakrętasach, z  kolanami pod brodą zrobione 3090 km (78,5h czyli średnio 40km/h)

Pociągiem, na który pamiętajcie kupić bilety z miesięcznym wyprzedzeniem, inaczej czeka Was stanie na jednej nodze w second class - 2280 km (45,5h czyli średnio 50km/h)

W sumie: 23770 km




Nasza indyjska podróż, czyli gdzie tak naprawdę byłyśmy:
7 stanów: Delhi, Uttar Pradesh, Radżastan, Kerala, Karnataka, Goa, Macharasztra
22 miasta:
New delhi - Agra (pociąg, 4,25h)
Agra - Jaipur (pociąg, 4,40h)
Jaipur - Udaipur (pociąg, 7,40h)
Udaipur - Ranakpur (autobus,3,5h)
Ranakpur - Jodhpur (autobus,6,5h)
Jodhpur - Jaisalmer (pociąg, 5,50h)
Jaisalmer - Jaipur (autobus,14h)
Jaipur - Kochi (samolot )
Kochi - Munnar (autobus,4,5h)
Munnar - Periyar (autobus,4,5h)
Periyar - Alleppey (autobusy,5h)
Alleppey - Varkala (pociąg,2,20h)
Varkala - Kochi (pociąg,4h)
Kochi -Wayanad (+Kalpetta, Sultan Bathery) (autobusy,9h)
Mysore - Udupi (+Kapu) (autobusy 9h)
Udupi - Goa (autobus, 8h)
Goa - Hampi (autobusy,9h)
Hampi - Hospet (autobus, 0,5h)
Hospet - Guntakal (autobus, 5h)
Guntakal - Mumbai (pociąg, 17h)




A. Wszystko zaczęło się od New Delhi. To tam jest największy brud, smród i oszustwo. Idealne miasto na start. Jak przetrwasz tam, nic w Indiach już Cię nie zaskoczy, żaden zapach Cię nie odrzuci i...już nigdy nie uwierzysz w Government Information Office! ;) New Delhi to kwintesencja tych wszystkich opowiadań o Indiach, którymi straszyli Cię znajomi przed wyjazdem. Ale to też New Delhi jest jednym z miast, które w Indiach mi się o dziwo najbardziej podobało. Nie zapomnijcie zrobić tu porządnych zakupów bo wbrew pozorom ceny (ubrań, maści tygrysiej, kosmetyków) są tu niższe.













B. Do Agry trzeba koniecznie jechać bo tam, 4 godziny jazdy pociągiem od New Delhi kryje się jeden z największych skarbów Indii - Taj Mahal. Jego piękno sprawia, że człowiek chce spędzić w jego cieniu dłuższą chwilę..














C. Będąc w Jaipurze koniecznie trzeba odwiedzić największe kino w Indiach - Raj Mandir, przejść się uliczkami różowego miasta i zobaczyć forty. A tych w samym Radżastanie jeszcze przed nami wiele, oj wiele :)










 

D. Udaipur czaruje swoimi wąskimi uliczkami. To zdecydowanie moje ulubione miasto w Radżastanie. Najlepiej zwiedzać je i jego okolice wynajmując rower. Sprawdźcie tylko wcześniej czy działają hamulce! Po lewej tradycyjne radżastańskie tańce.   Ich pochodzenia można się doszukiwać w wiejskich zwyczajach i tradycji. Kobiety ubrane w kolorowe, pięknie zdobione stroje odtwarzają taniec swoich przodków.







 


E. Ranakpur - świątynia dżinijska. Z Udaipuru do Ranakpuru jeżdżą lokalne autobusy. To było nasze pierwsze doświadczenie z autobusami i ..wcale nie takie straszne jak to opisywali na blogach. Tak - jeżdżą nimi nawet Ci najbiedniejsi, tak - trzęsie, tak - dużo zakrętów a droga choć mało ma kilometrów to zdaje się nie kończyć. Ale świątynia jest tego warta. Tylko patrzcie ->










F. Witamy w niebieskim mieście - Jodhpurze. Oprócz zabytków opisanych w każdym z przewodników nie zapomnijcie spróbować tu szafranowego lassi, które dostać możecie zaraz obok wieży zegarowej w lokalnym barze. Słodka pychota!



























 G. Docieramy pod granicę z Pakistanem do złotego miasta - Jaisalmer. To tu koniecznie trzeba wybrać się na safari. Nawet pomimo tego, że pustynia Thar już jest w większej części zarośnięta i nie przypomina piaszczystych pustyń z naszych snów. Safari można wykupić w jednym z biur turystycznych. Dla niewprawionych w jeździe jeden dzień safari spokojnie wystarczy. Drugiego dnia pupa już trochę boli...;) Warto jednak zostać na pustyni przez noc. Co do wiatraków.. niestety są wszędzie a każdego miesiąca powstają nowe i choć biura będą zapewniać, że na ich trasie ich się nie zobaczy, to nie da się tego uniknąć. Nie wiem też skąd się biorą wszystkie plotki o tym jakie to wielbłądy są straszne, że plują, gryzą i śmierdzą. To cudowne zwierzaki! Także na wielbłąda i galopem przed siebie! A wielbłądy potrafią biegać co doświadczyłam jadąc na jednym z nich razem z zeszłorocznym, lokalnym mistrzem. Wiatr we włosach, muchy w zębach, niekontrolowany wrzask wydobywający się z gardła - pełne katharsis! :D




H. Wracamy do Jaipuru nocnym autobusem skąd mamy samolot do Kochi - południe Indii.




I. Witamy w Kerali. Witamy w Kochi. Starym Koczi. Tutaj warto wstać wcześnie rano i wybrać się na wybrzeże i zobaczyć jak tradycyjną metodą rybacy łowią za pomocą chińskich sieci. Na targu zaraz obok polecam zakupić świeżutką rybkę. Żeby ułatwić sobie sprawę poproście żeby ją wam wypatroszyli. My tego nie zrobiłyśmy i trochę zabawy było ;)











J. Z Kochi jedziemy do Munnaru - raju na ziemi. Niekończące się pola herbaty. To tutaj najlepiej zakupić wszystkie przyprawy i herbaty.










 



K. Periyar - Rezerwat przyrody, w którym atakują pijawki. Dobrze, że dają ochronne skarpety!












  

L. Z Periyar trafiamy do Indyjskiej Wenecji, czyli Alleppey. To tutaj na mniejszych wiosłowych łódeczkach, większych motorowych czy na tzw. House Boatach można popływać po rozlewiskach Kerali.












M. Po najlepszy ajurwedyjski masaż jedziemy do Varkali. Naprawdę, nie możecie tego przeoczyć. Masaż trwa godzinę. Smarują całe ciało olejkami, masując każdą jego część zaczynając na palcach u stóp a kończąc na czubku głowy. Koszt takiej boskiej kuracji - jedyne 30 zł.







N. Z Varkali wracamy do Kochi gdzie żegnamy się z Agatą. Jej przygoda z Indiami tu się kończy. Ale zaczyna się wielka przygoda w jednym z niewątpliwie najpiękniejszych miast europejskich - Pradze.


 

O. Już w trójkę jedziemy do Wayanad - rezerwatu przyrody, w którym ponoć można zobaczyć tygrysy...

P. Białych tygrysów w Wayanad nie zobaczyłyśmy, za to zobaczyłyśmy je w Mysore. W Zoo ;)

 Q. Z Mysore autobusami, przez Mangalore jedziemy do Udupi.






 

R. Do Udupi docieramy po całej nocy spędzonej w autobusach. Za nami charczący gruźlicy. Przed nami płaczące dzieci. Na dziurach niepokonany autobus marki Tata wyrzuca nas na 20cm ponad siedzenie. Ale jest warto bo już jutro jedziemy na plażę do Kapu - to ponoć tutaj kręcone są sceny do bollywodzkich filmów.













S. Do 1974 roku Goa było kolonią portugalską. Dlatego architektura tego miejsca jest tak inna od pozostałych rejonów Indii. Urocze domki, owoce morza, plaże i drinki - z tego słynie Goa.











 


T. Z Goa jedziemy do Hampi. Miasteczko, które w żaden sposób nie jest po drodze do Mumbaju. Tak naprawdę nie jest po drodze nigdzie a trasa jest długa i męcząca. Nie zniechęca to jednak tłumów ludzi, którzy przybywają tam każdego dnia. Zobaczcie zdjęcia a sami zrozumiecie:


































U. Po zaskakująco długiej podróży pociągiem (zamiast 10h jedziemy 17h) docieramy do Mumbaju, gdzie z dworca odbiera nas Hemdeep - znajomy z couchsurfingu. Skorzystanie z tego serwisu to najlepsze wyjście w tym najdroższym mieście Indii. Poza tym okazuje się, że Hemdeep mieszka razem ze swoją siostrą i rodzicami także mamy niepowtarzalną okazję pomieszkać razem z hinduską rodziną. Po zwiedzeniu miasta, ganianiem za Shahrukh Khanem, wypiciu nieziemskiego soku z ananasa i ostatniej porcji dosy Ala i Amanda wracają do Polski. A ja ..ruszam dalej :)















Agnieszka

poniedziałek, 22 października 2012

A jak Ameba

Ameby unikamy i ameby się boimy. Ten mały pierwotniak może nieźle zaszaleć i zrobić spustoszenie w naszym organizmie. Można się go nabawić w rejonach tropikalnych, zwłaszcza w Afryce, Ameryce Środkowej, Indonezji czy ..no właśnie, w Indiach.
Czy to znaczy, ze trzeba unikać tych rejonów? My mówimy stanowcze 'nie'. Zagrożeń jest wiele. Czyhają one na nas po wyjściu z domu, tuż za rogiem. Tylko do nich już się przyzwyczailiśmy, je już poznaliśmy i nie traktujemy ich jako zagrożenie, lecz jako codzienność. Dlatego nie ma co się zniechęcać do podróży. Ani tez bagatelizować sprawy. Swojego wroga trzeba poznać.

Stad poniżej kilka naszych rad jak uniknąć Pani Ameby:
  • pijemy tylko i wyłącznie wodę butelkowana. W Indiach jest wiele miejsc, gdzie jest dostępna 'drinking water' i choć miejscowi śmiało z nich korzystają, my lepiej nie oszczędzajmy tych 20 rupii (ok. 1,20 zł za litr) i kupujmy wodę w sklepie.
Bez wody butelkowanej w Indiach ani rusz! Najczęściej kupowałyśmy ją w  restauracjach w których jadłyśmy.
  • Butelkę przed otwarciem należy sprawdzić, czy zakrętka nie została naruszona. Sami hindusi przyznają, ze zdarzają się oszustwa podrabiania wód i sami te nakrętki sprawdzają. Także bez skrepowania - sprawdzajmy nakrętki.
  • Przed jedzeniem myjemy ręce. Przydatne tu są żele antybakteryjne, do których nie jest potrzebne użycie wody.
Najlepiej żel antybakteryjny zabrać ze sobą z Polski. W Indiach można go zazwyczaj kupić w aptece.
  • Sztućce, scyzoryk wyparzamy we wrzątku. Wozimy ze sobą starą, babcina grzałkę. Lekka, mała i poręczna. Można nią sobie jednocześnie zagrzać wodę na zupkę czy herbatę.
  • Sztućce w knajpach na samym początku też wyparzałyśmy we wrzątku. Po prostu prosiłyśmy o szklankę wrzątku i wrzucałyśmy tam widelce. Szybko jednak przerzuciłyśmy się na jedzenie... rękoma. Te w 5 sekund wymyje się płynem antybakteryjnym a potem już tylko można zanurzać dłonie w jedzonko i znów poczuć się jakby się miało 5 lat ;)
Obraz, który hindusów śmieszył i zadziwiał - sztućce we wrzątku :)
  • Napoje, które pijemy w knajpach (Cola w McDonaldzie, sok w restauracji) pijemy bez lodu. Nigdy nie wiadomo z jakiej wody został on zrobiony.
  • Ze szklanek pijemy przez rurkę. Najlepiej jeśli mamy ich własny zapas bo te w knajpach często były brudne.
Zazwyczaj nosiłyśmy ze sobą zapas własnych rurek - szczególnie przydają się do napojów zimnych  (lassi, coca-cola, soki)
  • My zęby myłyśmy w wodzie butelkowanej. Czy to przesada - nie wiem. Ale przezorny zawsze ubezpieczony.
  • Na południu Indii częstym zwyczajem w restauracjach jest serwowanie dań na liściu bananowca. Jest to miła dla oka procedura lecz trzeba uważać! - przed nałożeniem na liściowy talerz jedzenia należy go przemyć wrzątkiem podanym w kubku. Najlepiej wylać trochę wrzątku na liść, rozprowadzić wodę dłonią a następnie zlać wodę... np. na ziemię ;)
Liściowy talerz zawsze wyparzamy wrzątkiem a jemy za pomocą umytych żelem antybakteryjnych rąk :) 
  • Niestety.. nie jemy świeżych sałatek. Warzywa jemy jedynie gotowane a owoce takie, których skórkę da się obrać (banany, kokos - jego woda dobra na roztrojony żołądek, pomarańcze, mango, melon - z tych wyjadamy ich środek, itp.)
Sałatka naszego przepisu i wykonania: banany, zielone (bo hinduskie!) pomarańcze, granat i  już sławne daktyle, które poza sałatką były wręcz nie do zjedzenia! Doznania smakowe - niezapomniane! :)
  • Na ulicy, chcąc się napić świeżego soku czy herbaty, lepiej nie pić jej gdy jest podawana w szklankach. Widziałam jak je myli (wrzucają do wiaderka pełnego zimnej wody, wyjmują i nalewają kolejny sok) wiec pewniej pić z plastikowych kubków. Te w większości miejsc są dostępne i jest pewne, ze są tylko jednokrotnego użytku. Skąd pewne? Bo hindusi te plastikowe kubki po wypiciu herbaty wyrzucają na chodnik, czy tory i tak potem leżą miesiącami.
My z "plastiku" miałyśmy przyjemność jeść pyszne szafranowe lassi :) Wszyscy lokalni ludzie jedli to samo lassi ze szklanych kubków ;) 
  • Choć my Polacy kochamy mięso (ach, jak mi go brakuje!!) to tutaj lepiej go unikać. No bo skąd mają wiedzieć jak je dobrze przyrządzić i jak prawidłowo przechowywać skoro sami go nie jedzą? Mięso jadłyśmy jak do tej pory raz, w zaufanym miejscu bo na plebani u księdza. Jednak wszystkich, których po drodze spotkaliśmy i którzy skosztowali mięsa w zwykłej knajpce złapały bóle brzucha, wymioty, biegunka. I choć to nie ameba, to również nieprzyjemna sprawa. Nie jedząc mięsa trzeba jednak pamiętać żeby wzbogacić dietę o brakujące żelazo. Tutaj pojawiają się pomocne rośliny strączkowe.
  • Nie kąpiemy się w brudnym zbiornikach wodnych.
Jakie są objawy?
Różne. Przeważnie jednak ostry ból brzucha w jego dolnej części, biegunka. Czasem gorączka a nawet krew w kale. Kiedy zwykła biegunka nie przechodzi po jednym, dwóch dniach a ból brzucha tylko wzrasta warto udać się do lekarza. Ten zrobi badanie kału i wszystko będzie jasne.

Jak się leczy?
Pokój w indyjskim szpitalu
Na szczęście nie sprawdziłyśmy tego doświadczalnie ale amebę da się wyleczyć. Wręcz trzeba by nie dopuścić do dalszego jej rozprzestrzeniania w otoczeniu jak i w naszym organizmie. Bo ameba nieleczona może spowodować perforacje jelita, a może też dopełzać swoimi nibynóżkami do mózgu... Także na amebę bierzemy lekarstwa przeciwko pierwotniakom i zdrowiejemy. A hinduskich szpitali i lekarzy się nie boimy bo są profesjonalistami i dobrze się na swoich chorobach znają.


Co po powrocie do Polski?
Warto przebadać kał i zrobić badania krwi. Im szybciej się wykryje, tym szybciej paskudę się wyleczy. Jeśli mamy jakiekolwiek objawy po powrocie do Polski pierwsze co mówimy naszemu lekarzowi to to, ze właśnie wróciliśmy z podróży w tropikach. Ułatwi to diagnozę.

Także ameby się boimy i ameby nie lubimy. A przede wszystkim rozsądnie unikamy możliwości jej wpełznięcia do naszych organizmów. I tak jak wyjechałyśmy na ta wyprawę w 4xA (Agata, Alicja, Amanda, Agnieszka) tak mamy też nadzieję wrócić. Bez żadnych zbędnych dodatkowych 'A' ;)

wtorek, 2 października 2012

Alleppey - Indyjska Wenecja


Alleppey slynie z ze swoich rozleglych rozlewisk i waskich kanalow. W takim miejscu do szczescia potrzebna tylko lodka, wioslo i slomkowy kapelusz - w sam raz na niedzielny relaks. Zanim jednak wyplynelysmy w wenecki rejs, udalysmy sie do pobliskiego kosciola na msze. Okazalo sie to ciekawym doswiadczeniem! Wewnatrz kosciola krolowal ( uwaga!) kolor rozowy: rozowe szarfy zwisajace z sufitow oraz rozowa kokarda ksiedza. Do tego trzeba dodac wystrojone w barwne sari hinduski i oto mamy optymistyczny obraz indyjskich katolkow gotowy. Oprocz tego dodatkowa atrakcja byly dla nas puszczane muzyczne podklady  midi - rodem z disco polo. Wszytsko razem tworzylo mieszanke wybuchowa, po ktorej bylysmy wstrzasniete, ale nie zmieszane ;)
Na wodna wycieczke dostalysmy za przewodnika mieszkanca jednej z pobliskich wiosek, ktory ugoscil nas w swoim domu i uraczyl opowiesciami o zyciu w Alleppey. A zycie tu nie jest latwe... Co roku w porze monsunowej domy zostaja zalewane i po ustapieniu deszczy musza zostac odremontowane. I tak rook w rok.... Po sytym thali przygotowanym na lisciu bananowca przez zone naszego przewodnika, chwycilysmy za wioslo i poplynelysmy w zielen kanalow. Co jakis czas mijaly nas houseboaty - czyli luksusowe domki na wodzie, ktorych cena przerastala nasz skromny budzet. 24 h na houseboatcie to jedyne 5500 rupii na dobe. Nasz rejs zakonczylysmy podziwiajac zachod slonca nad spokojnymi wodami rozlewisk.



houseboat
happy feet
pola ryzowe
thali
dzieci z pobliskiej wioski
rozlewiska
sunset
znow sunset
rybak

sobota, 29 września 2012

Periyar - Born to be Wild

Miejsce godne odwiedzenia ze wzgledu na znadujacy sie tam Park Narodowy. Ze wszystkich dostepnych atrakcji wybralysmy sie na spacer przyrodniczy z przewodnikiem. Zaopatrzone w ochraniacze przeciwko krwiopijczym pijawkom ruszylysmy w glab Parku. Spacer trwal trzy godziny i mialysmy okazje zobaczyc dzikie psy, bizony, mangusty czy gigantyczna wiewiorke. Udalo nam sie takze znalezc drzewo, po ktorym wczesniej wspinal sie tygrys. Niesamowite, ze tak wielkie zwierze moze wspiac sie tak wysoko!
Najwieksza pamiatka po spacerze byla hodowla pijawek w naszych butach ;)

Czaszka - prawdziwa czy pod turystow?
Kto sie kogo bardziej boi?

Arrowroot

Sexy ochraniacze
Taniec odstraszajacy pijawki

Tu byl tygrys
Ciezka praca tratwiarza

poniedziałek, 24 września 2012

Munnar - herbaciany raj

Dostac sie do raju nie jest latwo. Droga jest kreta, waska i pelna niebezpieczenstw. Dodac do tego szalonego hinduskiego kierowce, centymetry dzielace nas od przepasci, mgle gesta jak mleko i tak oto w drodze z Cochin do Munnaru pelne katharsis gwarantowane. Pokonanie zaledwie 90km zajelo nam prawie 4,5 godziny, chyba jednak widoki jakie mialysmy mozliwosc zobaczyc nastepnego dnia byly tego warte.
Munnar polozony jest na wysokosci ok. 2000m i gdzie sie nie spojrzy rozposcieraja sie ogromne plantacje herbaty. Zastanawialiscie sie keidys skad pochodzi herbata, ktora na co dzien pijecie? Znaczna jej czesc jest 'made in India'.



Plantacje herbaty najpiekniejsze sa o swicie, kiedy dopiero wylaniaja sie sposrod mgly. Wtedy wystarczy wyjsc na najblizsze wzgorze i przy wschodzie slonca, bedac ponad mgla podziwiac ten niesamowity rejon Indii przez samych miejscowych nazywany 'God's own country'.
Munnar to nie tylko plantacje herbaty ale i wszelakich przypraw (kardamon, pieprz, curry, kurkuma, galka muszkatolowa, gozdziki i wiele takich, o ktorych istnieniu wiekszosc z nas nie miala pojecia;) ).
Majac tylko jeden dzien, zeby zobaczyc jak najwiecej zdecydowalysmy sie wynajac przewodnika - Raja. Po porannej sesji yogi zapakowalysmy sie do rikszy i ruszylysmy ku plantacjom herbaty. Nasz kierowca nie mial z nami latwo. Co chwile robilysmy postoj by uwiecznic kolejny pojawiajacy sie pejzaz. Ciezko to opisac. Wszedzie gdzie sie nie obrocilysmy byla herbata. Do tego dochodzily takie rarytasy jak malowniczo polozone jezioro, dzikie slonie, wodospady i gorskie zakretasy. Nie dalo sie takze ominac lokalnych bazarow, na ktorych mozna bylo dostac odpustowa bizuterie, kokosy, drewniane kuchenne akcesoria i oczywiscie... HERBATE :)


Herbata herbata ale czlowiek musi jesc. Postanowilysmy sie wybrac do lokalnej restauracji, gdzie dania serwuje sie na lisciach bananowca. Za namowa szalonego kelnera sprobowalysmy pysznego thali (ryz polany curry z dodatkiem kilku rodzajow sosow do mieszania oraz chlebkiem), a do popitki (zeby zniwelowac ostry smak przypraw) bananowe lassi.


Objedzone po pachy (ryz byl nielimitowany, jadlysmy rekoma - tzw. hindu style ;) ) pojechalysmy zwiedzc pobliskie plantacje przypraw gdzie mialysmy okazje sprobowac wielu z nich prosto z krzaka. Czy wiedzieliscie ze gozdziki rosna na drzewach, swieze ziarna kakaowca sa w srodku fioletowe, curry przyrzadza sie z lisci a kurkume z korzenia, ziarnia kardamonu rosna przy ziemi a jego liscie siegaja prawie 2 metrow?
Amanda wyjechala z Munnaru ze spelnionym marzeniem - zobaczeniem plantacji herbaty, a my z plecakami pelnymi zakupow. Po powrocie zapraszamy na pyszna herbate z kardamonem.